Szelmenka
szóśtkowy gracz
Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 37 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: V. Płeć:
|
|
Wysłany: Nie 18:06, 04 Kwi 2010 Temat postu: Jasna strona nieba I- by Szelmenka |
|
|
Cześć. Postanowiłam ukazać swą opowieść pod tytułem: "Czarna strona nieba" Zapraszam do czytania. Jest pisane to w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Mam nadzieję, że się spodoba. Jest to część pierwsza, i ostatnia.
JASNA STRONA NIEBA I
Już kolejny dzień, kiedy nie mogę oderwać od niego myśli. Po prostu nie mogę, nie ma chwili abym myślami nie była gdzieś w chmurach, wyobrażając sobie nasze wspólne szczęście. Od kiedy Conradus przedstawił mnie całej Gildii, podczas pierwszego spotkania, myślę o nim wciąż. A było to tak...
Zacisnęłam zęby, wzięłam głęboki oddech i weszłam z nim do hali. Conradus powiedział kilka ciepłych słów na powitanie i opowiedział jak powstała jego ukochana Gildia. Ujrzałam kilkunastu ludzi, każdy był inny, każdy wyjątkowy, jednak jeden tytan specjalnie przykuł mój wzrok i uwagę. Od razu wiedziałam, że dobrze trafiłam, byłam tego pewna- z resztą nadal jestem. Potem przedstawił mnie każdemu z osobna. Przedstawił mi jego. Potężnego, umięśnionego tytana, z diamentowym spojrzeniem. Na imię Mu było Justin. Zdjęłam wciąż wpadającą na me oczy grzywkę, uśmiechnęłam się lekko i przedstawiłam. Nie wiem dlaczego, ale Conradus przedstawił mi Justina jako ostatniego. Postanowiłam się do niego dosiąść i dowiedzieć się o tajemniczym mężczyźnie więcej. Rozmawialiśmy dłuższą chwilę, kiedy wybiła godzina 19:00. Wtedy to właśnie umówiona byłam z mym przyjacielem. Spojrzałam na zegar, mocno zdziwiona, bo czas zleciał tak po prostu, tak znienacka. Przeprosiłam go, pożegnałam się z nim i resztą po czym słychać było tylko trzask drzwi. Biegłam jak oszalała, przebijając się przez junowskie tłumy, stoiska i wszystko inne. Zasapana wreszcie dotarłam do celu. Ujrzałam zaklinacza, poruszającego się chodząc w tę i z powrotem wyraźnie już czekającego na mnie. Zwolniłam i myślałam co powiedzieć, jako usprawiedliwienie. Przepraszam, ale zasiedziałam się z nowym znajomym w hali gildyjnej!? Idiotka, gorzej już nie będzie, pomyślałam. Zamknęłam na małą chwilkę oczy, a kiedy je otworzyłam On już stał obok mnie, podejrzanie się na mnie patrząc. Przywitałam się grzecznie i
uśmiechnęłam ciepło. Wreszcie zapadło pytanie, dlaczego przybyłam tak niepunktualnie i taka rozczochrana, ledwie mogąc oddychać. Wytłumaczyłam się delikatnie, tak by wszystko wyglądało wiarygodnie i spojrzałam Jemu w oczy. Wybraliśmy się na krótki spacer. W zasadzie nie mam pojęcia czy można to nazwać spacerem, bo jechaliśmy na koniach. Zbliżał się zmrok, księżyc w pełni tak ślicznie rozjaśnił ciemną stronę nieba. Charlie tak na prawdę nie był Mym ukochanym. Nie byłam z Nim z litości, ani z żadnego innego powodu. W ogóle nie był moim partnerem, tylko tak uważał. Jego zazdrość czasem denerwowała mnie tak bardzo, że miałam ochotę powiedzieć Mu o wszystkim- o tym jak mnie to drażni. Jesteśmy przyjaciółmi i niech tak zostanie. Tak jest mi dobrze, najlepiej, i nie chcę by się to zmieniło. Nie wyobrażam sobie Nas jako parę. A może nie chcę tak sobie Nas wyobrażać? Czasem czuję, że w ogóle do siebie nie pasujemy, nawet jako przyjaciele. Jest zupełnie inny ode mnie. Próbuję Mu pomóc, lecz jest zbyt zepsuty. W jakim sensie? Tzw. "sława" przewraca Mu w głowie. Jest założycielem jednej z najlepszych Gildii w całym Iris, właściwie najlepszej. Nie wiem dlaczego za każdym razem gdy prosi daje się namawiać na te idiotyczne bale na Jego cześć, na cześć Jego Gildii itd., itp. Mam tego dość! Wszyscy mówią jaki jest wspaniały i dobry. Myśli, że mam pięć lat, że potrzeba mi niani, lub czegoś w tym rodzaju. Ile to już razy próbowałam Mu to pokazać, na marne. Do niego nic nie dociera, jest uparty niczym osioł. Cóż, rozumiem, że martwi się o mnie, ale ja dam sobie radę. Szkolił mnie sam Mistrz Travor, byłam jedną z jego najlepszych uczennic, ile to pokonałam potworów, a ilu wrogów się pozbyłam. On tego chyba nigdy nie zrozumie... Rozmawialiśmy jakąś chwilę. Wieje lekki wiatr, zimno mi. Charlie mimo, że jest jaki jest, to jest prawdziwym dżentelmenem. Jest cudowny, ale nie chcę nic więcej niż przyjaźni.
Wróciłam dopiero co z polowania. Oparłam się zmęczona pod drzwiami, by złapać chwilę spokoju. Chwyciłam wreszcie za klamkę i weszłam do domu, niemal nie przewalając się od razu na łóżko. Zdjęłam z pleców swój ciężki pełen dropu plecak. Przebrałam się z mosiężnej zbroi w lekki strój nocny. Weszłam do łóżka i nakryłam się kołdra z pierzyn. Jak co wieczora leżąc w łożu patrzyłam w granatowe niebo, które jak zawsze wyglądało pięknie. Księżycowi towarzyszyły złociste gwiazdy rozjaśniające jego wielką przestrzeń. Nagle ujrzałam złocistą linię, jakby spadającą w stronę Ziemi. I nie myliłam się, była to cudowna złota gwiazda pędząca z prędkością światła jakby do mnie. Dynamicznym ruchem zdjęłam z siebie nakrycie i podniosłam się by podejść do okna. Zamknęłam oczy i wypowiedziałam życzenie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, po czym wróciłam do łóżka. Zamknęłam znużone powieki i usnęłam, z nadzieją, że życzenie się spełni.
Jestem już od pół roku w GALAXY. Nie wiedziałam, że zleci to tak szybko. A ile się zmieniło. Zupełnie wszystko. Jestem oficerem. To dla mnie wielki zaszczyt, bo wiem, że Conradus mi ufa, skoro zostawia mi pod opieką swą Gildię. W końcu oficer, jest niczym ojciec Gildii, dba o nią, kocha, szanuje i nie pozwala na jakiekolwiek kpiny wobec Niej. Taka właśnie jestem. Od kilku dni moje życie zupełnie się zmieniło... Za półtora miesiąca stanę z Justinem na Ślubnym kobiercu. Oświadczył mi się, to była cudowna i romantyczna chwila. Charlie nigdy nie był moim partnerem, a teraz zostawił mnie- jako przyjaciółkę. Był wściekły gdy ujrzał na moim palcu pierścionek zaręczynowy. Od tamtej chwili nie utrzymujemy ze sobą żadnego kontaktu. Kiedy Go widziałam to słowem się nie odezwał. Nie żałuję, choć przyznam że był cudownym przyjacielem, od serca, ufałam Mu bezgranicznie. Teraz Justin jest dla mnie wszystkim. Zastąpi mi każdego- całą rodzinę. Już tak krótko do Ślubu. Nie mogę się doczekać będzie to wspaniała chwila. Nigdy nie zapomnę zaręczyn, były na prawdę świetne. Każdy znajomy gratulował, czułam się świetnie. Nigdy nie żałowałam, nie będę, kocham Go jak jeszcze nikogo. Z jednej strony współczuję Justinowi, bo czasami ja sama nie mogę ze sobą wytrzymać, jednak on jest wytrwały. Trudno w to uwierzyć. Przedtem nie byliśmy nawet parą, jednak wiedzieliśmy o sobie wszystko. Szczerze, to zna mnie lepiej od mojej najlepszej przyjaciółki, a znamy się od piaskownicy. Wspólnie zdobywaliśmy doświadczenie, wspieraliśmy się, bawiliśmy się wspólnie z Gildią w chowanego po całym Juno, ogółem przeżyliśmy wiele ciekawych chwil, a tu nagle stało się. Już od kiedy poznałam Go jako Justina, potężnego, odważnego tytana, czułam, że to On. Wreszcie znalazłam się tutaj, po jasnej stronie nieba...
***********************
I to wszystko co chciałam napisać. Jak się podoba?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Szelmenka dnia Pon 11:14, 05 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|